wtorek, 5 maja 2015

Czyją winą jest rozstanie?

No właśnie czyją? Każde z nas lubi sobie wmawiać, że to nie jego wina. A bo to dlatego, że on się stał taki a nie śmaki. A to ogień wygasł. A to, że wogóle się nie dogadujemy i tak poza tym to czar prysł. Książe spierdolił a została ropucha (i to wcale nie najpiękniejsza). Cóż, proza życia codziennego.

Niestety to prawda, że maksimum po kilku latach mija nam jakiekolwiek zauroczenie drugą osobą i o ile w tejże osobie naprawdę nie ma czegoś, co by nas do niej przyciągało, a jest za to mnóstwo rzeczy, które nas odpychają... No to wiecie. Jest jak jest. Szału nie ma.

Czy jednak warto szukać dziury w całym i mieć mega doła bo się nie udało? Gnębić siebie wzajemnie, oskarżać za niepowodzenie czegoś co mieliście tworzyć razem i budować negatywną atmosferę? Tak jakby sensu brak...


Gdy byliśmy młodsi, ślepo wierzyliśmy, że jak już znajdziemy tą swoją drugą połówkę, to koniec. Bum, trach, dadam! Miłość po grób. A jakby coś się stało? Jakieś rozstanie, zdrada, niezgodność charakterów doprowadzająca Was oboje do szału? No tragedia! Istny dramat!

Całe szczęście, że z wiekiem człowiek staje się mądrzejszy. Tak całkiem serio, to naprawdę szaloną i piękną miłość możemy przeżyć równie dobrze z kim innym. Niekoniecznie z tą osobą o której myśleliśmy, że już zawsze z nią będziemy. Wiadomo, nie będzie dokładnie tak samo, bo w końcu wszyscy jesteśmy różni. Ale czy to powód do płaczu? W sytuacji gdy dużo za dużo się nie układa w obecnym związku, rozstanie się to chyba lepsze rozwiązanie. Życie jest takie krótkie, po co je marnować na niewłaściwe wybory i tkwienie w rozgoryczeniu.
Nie obwiniajmy się więc nawzajem jeśli życie ułoży się nie do końca po naszej myśli. To co w tej chwili wydaje Ci się końcem świata, tak naprawdę może się okazać początkiem czegoś pięknego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz