sobota, 16 lipca 2016

Udawanie

Gdy jesteśmy mali to ciągle coś udajemy. Że jedziemy autem a nie kartonowym pudłem. Że rurka po papierowych ręcznikach to wspaniały miecz świetlny. Że lecimy w kosmos rakietą, która jest tak naprawdę koszem na pranie. I to jest fajne. Zabawne, zajmujące, wesołe i ciekawe. Takie udawanie lubię.

Gorzej jednak jest z tym udawaniem, które z takim uwielbieniem praktykujemy w dorosłym życiu. Stwierdzam, że mam dość już tego typu udawania. Dość przytakiwania, gdy coś mi zupełnie nie pasuje. Dość wpasowywania się w określone przez kogoś innego normy. Dość bezwzględnego zachowywania wszelkich reguł - bo tak trzeba. Dość stwarzania pozorów, żeby nie zniechęcić kogoś prawdą. Dość spełniania wizji innych osób odnośnie swojego! wyglądu.

Bo wiecie, często jest tak, że wchodzi się w życie ze zbiorem określonych zasad i reguł w głowie. Myślimy, że trzeba robić tak a nie śmak, żeby się dobrze w tym bajzlu zwanym życiem połapać i ustawić. Próbujemy robić wiele, żeby dopasować się do całego tego towarzystwa wokół nas. Nie odstawać i jednocześnie być najlepszym w tym czym się zajmujemy. Ciągle wszystko na siłę i na pokaz. Aby tylko. Bo muszę udowodnić sobie, Tobie i pani Krysi z klatki obok. I wyglądać zawszę muszę. Niczym dziewczynka z okładki Cosmo czy innego CKMa. Choć oczywiście ubrana.

A wiecie, mi się już nie chce nic musieć. I udawać mi się nie chce. Stresować, że jeszcze nie, albo że już stało się to czy tamto. Teraz chcę żyć i zbyt wiele się nie martwić. A już napewno nie więcej niż powinnam. Być sobą, taką jak ja chcę. Nie taką jak ktoś chce. I śmiać się w nos wszystkim, którym to nie pasuje.